W którą stronę z tym zagubieniem?

"Czarna małpa" Zachar Prilepin

Zachar Prilepin to — jak wspomniałem w omówieniu «Patologii» — pisarz całkowicie nieprzewidywalny, choć z drugiej strony zawsze piszący tak, że odnosi się do czysto zwierzęcych instynktów, które w taki czy inny sposób determinują ludzkie życie. Prilepin pisze o złości, nienawiści, goryczy i strachu, wykorzystując język dwuznaczny, domagający się czytelniczej uwagi, szarpiący nią i wewnętrznie pulsujący, bo wyraźny i ze złości często zrodzony. To autor, który o kondycji współczesnego człowieka rosyjskiego opowiadać może, wtłaczając go w rozmaite sytuacje krańcowe. Tym sposobem jego debiut, czyli świetne «Patologie», to książka polityczna. «Sańkja» — dzieło iskrzące, kontrowersyjne i bardzo wyraźne — jest powieścią ideologiczną. Wydana przed dwoma laty «Czarna małpa» nie może się zdecydować, czym ma być. I za ten brak zdecydowania Prilepina trzeba zganić, bo w nadmiarze groteski, dziwnym pomieszaniu mitów, faktów i medialnej demagogii, pośród wyrazistych sytuacji i wyrazistych bohaterów, otwiera nam się wiele ścieżek interpretacyjnych, jednak żadna w zadowalający nas sposób nie prowadzi do celu. «Czarna małpa» jest jak dusza głównego bohatera — pełna chaosu, wewnętrznego zagubienia, pełna skumulowanego zła i braku możliwości pozbycia się owego bolesnego balastu. Książka, która świetnie się zaczyna, ale słabo kończy. Faktycznie nie można przewidzieć, co Zachar Prilepin za chwilę napisze...

Punktem wyjścia jest doskonale zarysowana i pogłębiona psychologicznie sytuacja wspomnianego już zagubienia. To jego świadectwo; autor sięga daleko wstecz, by je uwiarygodnić i zmusić nas do uważnego śledzenia poczynań mężczyzny, który wydał trzy agresywne powieści polityczne, a tymczasem sam w świecie niekoniecznie politycznym czuje się bezbronny, zaś dowodem pomieszania w infantylności zabranej już w dzieciństwie, są kolorowe skarpetki — jeden z kilku fetyszy uwypuklonych w tej zmierzającej ku samozagładzie narracji.

Mamy piekielny sierpień. Anonimowy bohater książki pracuje w zespole redakcyjnym, w którym nie czuje się doceniony, dlatego woli pracować samodzielnie. Pewnego dnia zostaje sprowadzony do podziemi, gdzie prowadzi się tajemnicze obserwacje na kilku obiektach; jest oficjalnie uznany za zmarłego terrorysta, dzieciobójczyni, gwałciciel, mordercy i ... dzieci, rzekomo najbardziej przerażające z całego grona. Obserwowani małoletni mają być wyspecjalizowanymi w bliżej nieokreślonym czasie i przestrzeni maszynami do zabijania. Dzieciom łatwiej być okrutnikami, bo okrucieństwa nie rozumieją. Ktoś wyszkolił je do tego, by bezwarunkowo zabijały. By były potworami, ale czy można je tak nazwać, skoro inni bohaterowie książki też kiedyś i kogoś chcieliby brutalnie zabić?

Czas zabił miłość, jaka łączyła smutnego pisarza i dziennikarza z towarzyszką życia, dzisiaj po prostu mijaną w domu żoną, matką dwójki dzieci. Tak, dzieci to chyba jedyne, co mu pozostało i z czego może czerpać jakąś radość. Nie daje mu jej kochanka, ekscentryczna jak on sam, a może tak jak on zagubiona w tym, czego naprawdę pragnie. Trudno mówić o spełnieniu pragnień, kiedy czytamy o nienawiści do ludzi i o odcięciu się od świata, którego nie tyle nie chce się widzieć, co przede wszystkim poznać. Redakcja jest całkowicie podporządkowana władzy. Życie na prowincji — bo autor rusza wraz z kochanką tropem sensacyjnej afery wielokrotnego morderstwa, którego rzekomo dopuściła się banda dzieci — jest szpetnym i szarym światem; bohater nie chce go zrozumieć tak, jak nie rozumie codzienności wielkomiejskiego zgiełku, przed którym można skryć się w czeluściach metra czy ramionach przypadkowo poznanej prostytutki. Świat «Czarnej małpy» jest zły na wskroś, mroczny mrokiem bez odrobiny jasności i kumulujący w sobie wściekłość i frustracje, jakie determinują wszelkie zarysowane relacje międzyludzkie.

Na to wszystko nakładają się wspomnienia głównego bohatera z dzieciństwa (doznawane lub obserwowane krzywdy), dwie fatalne opowieści odzieciach inspirowane obrazkami widzianymi w podziemiach i załamująca się narracja, która unosi nas w świat onirycznych wizji, by za chwilę osadzić w gorzkiej rzeczywistości bezwzględnego fałszu, gdzie nie ma miejsca na to, by być człowiekiem takim, którego można przestać nienawidzić.

Być może jedne z ważniejszych słów padają u Prilepina nie między podkręcanymi na siłę sensacyjnymi zdarzeniami, a w zamkniętej przestrzeni szpitala psychiatrycznego, gdzie słyszymy fundamentalne pytania, dające nam trop, na którym warto się oprzeć, czytając «Czarną małpę». «Gdzie się kończy rozsądek i zaczyna szaleństwo? Co jest bliższe ludzkiej naturze — pokora czy bojowość?». Co można nazwać rozsądnym, a co szalonym w świecie, który zaciera granice między normą a zaburzeniem? Czy pokornie znoszący ciosy od losu bohater nie chciałby, jak te dzieci, co tak intrygują, zabijać i niszczyć bez poczucia, iż dokonuje gwałtu wobec norm, jakie ulegają zacieraniu?

Nie wiem, w jakim kierunku miała podążać cała ta historia, ale na jednej konkretnej stronie traci ona wszelką wiarygodność. Rosyjska codzienność i rosyjski człowiek w sytuacji krańcowej tym razem nie przemawiają u Prilepina przekonująco. Odnosi się wrażenie, iż został zmarnowany potencjał na rzecz fabularnej narracji, która miała oddawać napięcia emocjonalne towarzyszące pogrążającym się w coraz większym marazmie ludziom z tej powieści. Rozedrgane jest to wszystko, przesycone szaleństwem i bylejakością; formalnie nie do opisania i czytelniczo nie do udźwignięcia. Wypadki przy pracy zdarzają się najlepszym twórcom. Przejdę nad wyżej opisanym do porządku dziennego; z wiarą, iż niebawem polski czytelnik pozna «Grzech» i że będzie to ten świetny Prilepin z «Patologii» czy powieści «Sańkja».

Jarosław Czechowicz, Krytycznym okiem, 31.12.2013