Dunin: Wolę nacbola

W świecie komisarza Vargi rozsądni ludzie nie mają poglądów politycznych ani żadnych innych, i tym się szczycą.

Na Wschodzie pisarze śpiewają. Świetlicki w Polsce, Żadan i Andruchowycz na Ukrainie (i nie tylko), Zachar Prilepin w Rosji... No to posłuchajmy, jako komentarza, a może też klucza do lektury jego najnowszej powieści. Warto, nawet jeśli nie zna się rosyjskiego. Wystarczy pooglądać i wczuć się w nastrój.

No i jak? Teraz już informacja, że Prilepin jest nacbolem, aktywistą zdelegalizowanej Partii Narodowo-Bolszewickiej, nie powinna być zaskoczeniem. Ani że jego guru jest Eduard Limonow. Dodajmy, że brał udział w wojnie czeczeńskiej, służąc w OMON-ie.

Partia Narodowo-Bolszewicka to faszyzujące i antysystemowe ugrupowanie zwalczające „burżuazyjny reżim, w którym jedni liberałowie kłócą się z drugimi” – to cytat z jednej z wielu politycznych wypowiedzi Prilepina i trzeba przyznać, że jest w niej coś z populistycznej racji. Jednak nazwa partii mówi sama za siebie: matiuszka Rosija i batiuszka Stalin. Jeśli nawet jej aktywiści otwarcie nie gloryfikują przemocy, to i tak gloryfikują wolę mocy. Póki nie ma się władzy, wola musi wystarczy.

Czy tych kilka informacji może przydać się do interpretacji powieści? Czy zaraz zza węgła wyskoczy komisarz Varga?

Misją życiową komisarza Vargi jest obrona literatury i sztuki (ostatnio filmowej) przed polityką. Komisarz Varga jest postacią z komiksu. W jego komiksowym świecie działają polityczne jaczejki domagające się od pisarzy, aby pisali właściwe książki, a zależni od nich, usłużni krytycy pilnują ideologicznej poprawności. I wszędzie znajdują jakieś treści polityczne, społeczne, ideologiczne, co w komiksie, w którym mieszka Varga, jest zakazane. Sztuka to sztuka i nie ma ona żadnego znaczenia. Krytykom natomiast nie wolno mieć żadnych poglądów. Krytyk ma być ucieleśnieniem Obiektywizmu i zajmować się Sztuką. W razie czego przyleci Superman i zrobi porządek.

Świat jednak nie jest taki prosty. Owszem, wiedza o politycznym zaangażowaniu Prilepina może się przydać, ale i bez niej w jego ostatniej powieści Czarna małpa różne rzeczy widać, choć w żadnej mierze nie jest to książka nachalnie ideologiczna. A Prilepin jest cholernie dobrym pisarzem. (Gdybyż ONR albo jakaś MW miały takich! Byłoby przynajmniej ciekawiej).

Posiadanie poglądów, również politycznych (w świecie komisarza Vargi rozsądni ludzie nie mają poglądów politycznych ani żadnych innych, i tym się szczycą), nie przeszkadza mi w cieszeniu się lekturą. Co nie oznacza, że ich nie użyję.

Czarna małpa to proza rozkołysana, a jednocześnie z wyraźnym rytmem. Łączy realizm, wręcz naturalizm, z groteską i sennym koszmarem. Rozpoczyna się jak thriller polityczny, kiedy bohater, dziennikarz, trafia do tajemniczego laboratorium, w którym pod auspicjami najwyższych władz dokonuje się eksperymentów na dzieciach. I to dzieci, amoralne i okrutne, zdolne do wszystkiego, są najistotniejszym elementem tej układanki. Występują jeszcze w dwóch, szkatułkowo włączonych do powieści historiach – mitycznej, o mieście zdobytym i złupionym przez dzieci, oraz współczesnej, o dzieciach-żołnierzach w Afryce.

„Dzieci” to ludzka natura, która nieograniczona wymaganiami wspólnoty jest amoralna i barbarzyńska. Czy są to jednak tylko senne majaczenia bohatera, czy rzeczywistość – nie wiadomo. Ale jeśli jest to diagnoza – to konserwatywna. Wspólnota znajduje się w opłakanym stanie: bieda, przemoc, cyniczna władza, nienawiść między małżonkami, brak porozumienia między kochankami, kaleka komunikacja. I wszędzie nie-Rosjanie z Kaukazu. Celowo piszę: wspólnota, nie społeczeństwo, bo sensownym wydaje mi się przypuszczenie, że chodzi o wspólnotę narodową.

Przemoc jest wszechobecna i opisywana beznamiętnie, lecz z obsesyjnym zainteresowaniem. Nie stroni od niej także bohater. W wojsku wydaje się czymś koniecznym i naturalnym. A jednak w świecie tym wciąż istnieje także czułość i empatia. Tęsknota za czymś lepszym. I gesty jak z Dostojewskiego, kiedy bohater chce zaopiekować się kalekim dzieckiem prostytutki, która go oszukała, a jej kaukascy alfonsi pobili go i okradli. (Tu warto przypomnieć sobie zakończenie filmiku).

Wreszcie zakończenie, w którym bohater/narrator wydaje się wynurzać z koszmaru i nieustannej eskalacji nieszczęść i okrucieństwa. Pije herbatę, podjada czekoladę, wychodzi z domu, wsiada do autobusu, kasuje bilet. „Potem starannie chowam go do kieszeni, starając się zapamiętać, która to kieszeń, na wypadek kontroli. Kilka razy sprawdzam, czy jest na miejscu. Nawet gdy ma się bilet, możliwość kontroli i tak jest niepokojąca”. Okazuje się on, jak widać, fajtłapowatym mieszczuchem, dla którego opresja zaczyna się już od kontroli biletów.

Skąd w jego głowie ta przemocowa fantasmagoria i do czego może prowadzić? To już pytanie do czytelników. Jest wędka, można na nią złapać rybę albo puścić ją wolno.

Ta krótka powieść ma kilka warstw i kilka możliwych odczytań, szkoda byłoby sprowadzać ją do jednego, tego związanego z zaangażowaniem politycznym autora; jednak tego kontekstu nie da się całkiem pominąć. Natomiast ostatnia powieść Vargi Trociny była jednowymiarowym, monotonnym opisem resentymentu i agresji. Nic więcej, trociny. Nie pisałam o niej nie dlatego, że była zbyt prawicowa czy nie dość lewicowa, tylko dlatego, że była nudna. Sorry, wolę nacbola.

Kinga Dunin
Dziennik opini, 24.11.2013