KLASZTOR ROSJA

O książce Zachara Prilepina «Klasztor».

Człowiek jest mroczny i straszny, ale świat ludzki i ciepły.

(Tym razem — dla odmiany — ostatnie zdanie z książki.)

O Prilepinie, ideowym sprzymierzeńcu zdelegalizowanej Partii Narodowo-Bolszewickiej już pisałam. Niepotrzebnie dodałam tam coś o Krzysztofie Vardze, z powodów, które już wypadły mi z głowy, ale to, co napisałam o innej powieści Prilepina, Czarna małpa, pozostaje w mocy. Można znaleźć tam też filmik, na którym widać go w akcji.

Klasztor to powieść zupełnie inna — długa, rozlewna, epicka i oparta na faktach.

Prilepin zaczyna od wspomnień o swoim pradziadku, o którym babcia nie bez powodu mówiła «cholerny czort», a kończy historycznymi informacjami o bohaterach.

Chociaż pradziadek niewiele mówił, o tym, że siedział trzy lata w łagrze na Sołowkach, Prilepin dowiedział się jako dziecko, choć początkowo myślał, że wspomnienia dotyczą kolegów z wojska, jakichś dalekich kuzynów? Szczególnie jeden zapadł mu w pamięć, o którym pradziadek opowiadał z obawą, ale także z szacunkiem, nazywając go zawsze Fiodorem Iwanowiczem.

«Czasem próbuje sobie wyobrazić, jak zabito tego pięknego i niegłupiego człowieka — założyciela obozów koncentracyjnych w sowieckiej Rosji.» — pisze Prilepin. W jego powieści nosi on nazwisko Eichmanis, w rzeczywistości Eichmans (1897-1938). Łotysz, pochodzący z biednej rodziny osadników niemieckich i pracujący od dziecka, kończy jednak studia. Walczy w I wojnie światowej, przystępuje do bolszewików, współpracuje z Trockim, jest pierwszym komendantem pierwszego sowieckiego obozu koncentracyjnego na Wyspach Sołowieckich, gdzie znajduje się słynny Monastyr Sołowiecki — stąd tytuł powieści, a potem, przez chwilę, całego GUŁagu. Ostatecznie ląduje w wywiadzie i w czasie stalinowskich czystek oskarżony o szpiegostwo zostaje skazany na śmierć i rozstrzelany.

Czy był piękny, jak w powieści? Szukam w Internecie. Twarz raczej pasuje do życiorysu, o takich mój dziadek mawiał — «morda kirpicza prosit», ale może po prostu źle wyszedł na zdjęciu. Na pewno był niegłupi. Założył na Sołowkach rezerwat przyrody, patronował badaniom przyrodoznawczym — tamże, dotąd wartościowym. Tam też stworzył muzeum, ocalając sztukę sakralną.

Eichmanis nie słynie z okrucieństwa, ale do niego dopuszcza, tłumacząc, że to jedni więźniowie prześladują innych. Nie on jest jednak głównym bohaterem tej powieści, a zwykły więzień sołowieckich łagrów; towarzysząc mu poznajemy wszystkie emanacje tego królestwa. Artiom pracuje ponad siły spławiając bale, staje się ofiarąbłatnych, kryminalistów, zyskuje przywileje — dostaje się do grupy więźniów, którzy mają startować w więziennej olimpiadzie, zostaje stróżem w ośrodku, w którym pracują naukowcy, trafia na lisią fermę… Prowadzi typowe inteligenckie rozmowy z innymi uprzywilejowanymi więźniami, pije samogon z Eichmanisem, ma romans z funkcjonariuszką Czeka… Trafia do lazaretu, głoduje, marznie, jest bity i torturowany, gnije w karcerze… Bywa na przedstawieniach więziennego teatru, czyta książki z biblioteki, robi zakupy w sklepie… Jest tam też szkoła dla analfabetów, jednak mało którzy więźniowie, przeciążeni pracą ponad siły, mogą z tego wszystkiego skorzystać.

Jak widać te łagry, bo właściwie to kolonia łagrów, to cały kosmos. Są różne kategorie mieszkańców, seks i miłość. Właściwie cały przekrój rosyjskiego (radzieckiego?) społeczeństwa: bandyci, złodzieje, bezprizorni, zwykli ludzie, artyści, poeci, naukowcy, biali i czerwoni, duchowni. Funkcjonariusz może stać się więźniem, a więzień uzyskać władzę nad innymi. Ten, kto dziś jest torturowany, wczoraj może sam torturował.

Nie jestem specjalną miłośniczką literatury obozowej, ale jest ileś książek, których trudno było nie przeczytać. Wracam więc myślą do bardzo dawno czytanego Sołżenicyna — Archipelag GUŁag, Dzień Iwana Denisowicza, świetny Krąg pierwszy. I jeśli dobrze pamiętam, mówiły one o tym, co ustrój sowiecki, totalitaryzm, mogą zrobić z człowiekiem.

U Prilipina jest jednak inaczej. To wciąż przede wszystkim Rosja, która nie potrzebuje zewnętrznego najeźdźcy czy jakkolwiek obcego, bo najskuteczniej sama sobie zadaje cierpienia. Jest w niej okrucieństwo, nikczemność, uwielbienie dla władzy, bierność, ale też duchowość, szlachetne odruchy, cierpliwość, rzewność jakaś.

Potworności, które działy się w obozach nie są ekscesem, są po prostu częścią jej historii i tożsamości.

Jak wspominałam, Prilepin jest związany Partią Bolszewicko-Narodową. Czemu nie przeszkadza mu ten bolszewizm? Przecież ma przed oczami «wszystkich skrzywdzonych i poniżonych, gniewnych i oburzonych, ich ciałami można by zarzucić każdy Pałac Zimowy».

Poza wizją historii i losu rosyjskiego, które jest w stanie z pewnym fatalizmem zaakceptować, jest jeszcze jedno zdanie mogące coś wyjaśnić. Pada ono we współczesnej rozmowie z córką Eichmanisa (fikcja, prawda?), która pyta autora, czy w swojej książce chce on oskarżać czy usprawiedliwiać? Odpowiada na to: «Nie przepadam za władzą sowiecką. Tylko że szczególnie nie lubi jej pewien typ ludzi, którymi z zasady się brzydzę. To mnie z nią godzi.» Wydaje mi się, że rozumiem, co ma na myśli.

A co z Artomem? Bywa szlachetny, wrażliwy, czasem cwany, a czasem mściwy — długo jednak udaje mu się zachować godność i wewnętrzną niezależność. Zostaje jednak złamany.

Słowa, jakie z rzadka wypowiada, są niczym papierowe opakowania — nieważkie, żadnego nie da się uchwycić, powieje wiatr i słowa nie ma.

Wszystkie jego ruchy są szybkie, ale niezauważalne: nie odnoszące się do żadnej czynności czy przedmiotu: na przykład, niby je, ale oto już nie je, i już wcale nie siedzi tam, gdzie siedział.

(…)

Zawsze jest gotów ukraść, a niekiedy nawet odebrać porcję żywnościową — ale na widok jedzenia nigdy nie okazuje zainteresowania czy chęci.

(…)

Nie dzieli już ludzi na złych i dobrych. Ludzie dzielą się na niebezpiecznych i resztę. Ani do jednych, ani do drugich nie żywi żadnych uczuć. Ludzie — to ludzie, nie ma do nich żadnych więcej pytań.

W końcu ginie zamordowany przez błatnych. To nie kryminał, można chyba to zdradzić, a powieść i tak jest interesująca.

***

Zachar Prilepin, Klasztor, przeł. Ewa Rojewska-Olejarczuk, wyd. Czwarta Strona 2016

KINGA DUNIN
DZIENNIK OPINII, 21.04.2016