RECENZJE: “Patologie”
Dopiero od niedawna polski milosnik nowosci wydawniczych ma okazje zapoznac sie z debiutem rosyjskiego pisarza Zachara Prilepina z 2005 roku, zatytulowanym „Patologie”. Czy to obco brzmiace nazwisko powinno mu cos mowic? Od czasu lektury „Patologii” mysle, ze tak – stad czytelnikowi, ktory po raz pierwszy je slyszy nalezy sie pare slow wyjasnienia. Okazuje sie, ze sama biografia autora stanowi juz doskonaly material na powiesc. Jesli nie na film! Ten rosyjski dziennikarz, pisarz, filolog jest czlonkiem i aktywnym dzialaczem nielegalnej Partii Narodowo-Bolszewickiej, weteranem obydwu wojen czeczenskich – sluzyl tam jako kapitan specnazu i OMON-u zarowno w 1996, jak i 1999 roku. Poza tym – co niemniej istotne – jest to maz i ojciec trojki dzieci. Nie dziwi, ze bogate doswiadczenia wojenne i polityczne dostarczyly mu – jako pisarzowi – niezwykle interesujacego „surowca”.
Pytanie jednak brzmi: co z tym nosnym tematem zrobil? I, co za tym idzie, czy jest to rzecz warta lektury? Wiele przemawia za tym, ze tak. „Patologiom” zabraklo byc moze tej specyficznej swiezosci spojrzenia, ktora niegdys pozwolila Hellerowi na napisanie przelomowego „Paragrafu 22”, jednak z pewnoscia nie mozna Prilepinowi odmowic talentu. Nie bez powodu jest on przeciez – tu warto wspomniec o kolejnym elemencie jego CV – laureatem wielu prestizowych literackich nagrod. Podane przeze mnie wyzej w suchym wyliczeniu fakty biograficzne pod piorem zdolnego pisarza – rzecz jasna w polaczeniu z wyobraznia – zmieniaja sie w pelnokrwista proze, ktora czyta sie przyslowiowym „jednym tchem”. Jego debiut to rzecz literacko solidna, napisana z polotem, bez zbednych stylizacji, niewatpliwie w meskim stylu. Warta uwagi nie tylko dlatego, ze wypelnia luke w tej tematyce – o operacjach czeczenskich moglismy w naszym kraju jedynie w szczatkowy sposob dowiedziec sie swego czasu z programow informacyjnych. To samo zdarzenie, ktore za posrednictwem mediow staje sie dla nas calkiem abstrakcyjne i nieme, w kontakcie z powiescia Prilepina zdaje sie poruszac. Tym bardziej, ze pisarz gladko uniknal pulapek ideologizacji, nawet pacyfistycznej – wojne opisal z mozliwie prywatnej perspektywy, na tyle na ile mozliwa jest ona u jednej z walczacych stron. Jednostkowe doswiadczenia glownego bohatera zdominowuja fabule. Duza czesc powiesci wspoltworzy barwnie przedstawiony watek erotyczny, a takze watek dziecinstwa bohatera. Tworza one – byc moze na troche zbyt banalnej zasadzie – kontrastowe tlo dla wojennych doswiadczen zolnierza. Uwypuklaja absurd wojny: absurd, ktory jednak zarysowany jest nieostro, tak, ze stosunek glownego bohatera do dramatycznych wydarzen wokol niego pozostaje do konca niejednoznaczny.
Prilepin celowo nie zaglebia sie w badanie przyczyn, mechanizmow, skutkow wojny jako cywilizacyjnego zjawiska, pozostawiajac ten rejon innym. Czy wiec taki – calkowicie wolny od nachalnego dydaktyzmu – punkt widzenia oznacza, ze mamy do czynienia z powiescia o wojnie pozbawiona typowego moralu? Chyba jednak nie, na co niedyskretnie wskazuje tytul i kluczowa teza, wlozona w usta kochanki glownego bohatera. Mowi ona w pewnym momencie do swojego partnera (a jej slowa to jednoczesnie motto calej ksiazki): „tam, gdzie konczy sie obojetnosc, zaczyna sie patologia”. Prilepin zrecznie – na tyle zrecznie, ze jest to cos godnego uwagi – pokazal, ze jedna, ale nie jedyna, z dziedzin zycia nia dotknietych jest wojna.