"I za wszystkich innych zolnierzy, ktorzy zgineli na tej ziemi"* - "Patologie" - Zachar Prilepin
Grozny, miasto jakich wiele. Jednak dla grupki rosyjskich zolnierzy oddelegowanych na wojne rosyjsko-czeczenska bedzie ono juz zawsze wzbudzac zlowieszcze skojarzenia. Tam walczyli o przezycie, o kazda sekunde, kazdy oddech, kazde uderzenie serca. Tam stracili wszystko co mieli, lacznie ze swoim czlowieczenstwem; tam poznali smutna prawde o ludziach i o sobie samych.
Zachar Prilepin urodzil sie w 1975 roku, mieszka w Niznym Nowogrodzie. Jest filiologiem, pisarzem i dziennikarzem. Sluzyl jako kapitan OMON-u na wojnach w Czeczenii w 1996 i 1999 roku. W "Patologiach" ujmuje on swe autentyczne doswiadczenia w ramy literackosci, chcac przy tym pozostac wiernym ich brutalnosci i drastycznosci. Nie sili sie na dopisywanie tej historii sztucznych idei, nie ozdabia rosyjsko-czeczenskiej wojny przeklamanym patosem. Od chwili znalezienia sie w wrogim miescie, gdzie kazdy mieszkaniec najchetniej udusilby przybyszow golymi rekami, zycie mlodych chlopakow bieglo w mysl paraleli: zyjesz, by zabijac; zabijasz by przezyc. Codziennie musieli ryzykowac zycie wykonujac rozkazy - a to rozbrajanie rebeliantow, kiedy indziej byli posylani po konkretnych, niebezpiecznych dla Rosjan, ludzi. W koncu traca w tym wszystkim glowe, daja sie poniesc duchowi wojny, rodzi sie w nich nieposkromiona agresja, szal, morderczy amok, pozwalajacy na zabicie czlowieka golymi rekami, uduszenie go i podarcie jego twarzy.
Prilepin pisze poprostu, jak bylo. A na to czesto brak slow. Mozna nieludzkosc wojny wyrazic jedynie prostymi slowami, jezykiem niemal atawistycznym, okraszonym gesto przeklenstwami. Ksiazka Prilepina to zdecydowanie rzecz dla ludzi o mocnych nerwach, niektore opisy bowiem przyprawiaja o mdlosci. Bardzo plastycznie przybliza autor czytelnikowi okropnosci wojny: potoki krwi i ludzkich wnetrznosci, proste i rzeczowe obrazy zabijania, namacalne niezmalze obrazy zwlok:
"Posmiertna zbiorka. Pozioma parada... Twarzami ku niebu. (...) Pierwszy lezacy z brzegu trup wyciaga do mnie powykrecane palce, ide w ich strone, widze tylko te palce. Nie ma paznokci czy wszystko sie tak spalilo? Nie, w sloncu rece sa rozowe. Obraczka "nierozlaczka" na serdecznym palcu. Dwa paznokcie stercza deba, wkrzepniete w oderwane mieso. Gdzies ty chcial sie zakopac? Kogo zlapac za gardlo?"**
"Strzela jeszcze pare razy w goly, bulgocacy rozowymi babelkami brzuch coraz slabiej rzucajacego sie czlowieka. Po szostej czy siodmej kuli Czeczen zaczal lekko przebierac nogami, jakby chcialo mu sie sikac, a potem znieruchomial. Nastepne kule wchodzily juz w miekkie, bezwladne cialo.Tylko glowa po paru strzalach stopniowo rozsypywala sie, rozlupywala, rozpadala, tracila forme: oko zawislo na nitce, a potem gdzies odlecialo z bialymi odlamkami kosci, mozg rozbryznal sie w ohydne gluty (...)"***
Tym, co stanowi niewatpliwa wartosc ksiazki sa kontrasty. Dostarczaja ich wspomnienia wkradajace sie w najmniej oczekiwanych momentach w mysli rosyjskiego zolnierza. Wspomnienia z dziecinstwa, z mlodosci; to wlasnie dzieki nim poznajemy bohatera, dowiadujemy sie czegos o jego rodzinie, o ukochanej Daszy i o zyciu w Rosji. Jegor Taszewski, literackie alter ego autora byl polsierota, wychowywal go ojciec, ale umarl gdy chlopiec mial szesc lat; matki wcale nie znal. Po smierci ojca wychowywal sie w domu dziecka, spragniony milosci i poczcia przynaleznosci bardzo przywiazal sie do suczki Dezi, z ktora wiaze wiele wspomnien.
Jezykiem zupelnie odmiennym od tego, ktorym mowi o wojnie; jezykiem pelnym zdrobnien i spieszczen, jezykiem czulym, delikatnym, pieszczotliwym; stylem poetyckim niemalze opisuje narrator chwile spedzone z narzeczona Dasza. Dasza ma "brzuszek" i "pupke", zycie z Dasza to zycie pozbawione trosk, spedzane na upajaniu sie soba nawzajemi gorszeniu otoczenia swym nieposkromionym uczuciem. To wlasnie we wspomnieniach z przedwojennego zycia, ktore pozwalaja przezyc to pieklo, Prilepin daje nam popis swego wspanialego stylu, raczy wysublimowanymi jezykowymi perelkami typu:
"Mysli krotsze niz zdania. I w za duzych ubraniach, rekawy imieslowow wisza jak u Pierrota"****
Wogole operuje Prilepin niesamowitym wedlug mnie stylem, ktorego niestety nie ma mozliwosci zaprezentowac w ksiazce o tematyce wojennej. Juz poczatkowy fragment "Patologii" demaskuje autora jako pisarza ambitnego i utalentowanego. Opis toniecia i walki z zywiolem podczas zatopienie autobusu po wypadku drogowym porownany z rodzeniem sie dziecka i wychodzeniem na swiat z lona matki prowadzi Prilepin tak gladko jakby podobne zabiegi artystyczne byly dlan elementem jezyka codziennego. Bardzo dobra proza.
Zgola inne jest zycie wojenne mlodych zolnierzy w Groznym. Codziennoscia sa tu libacje alkoholowe, dodatkowych atrakcji dostarczaja takie rewelacje, jak powszechne ataki silnej biegunki (spowodowane sikaniem kucharza do garnkow z kapusniakiem, by sie nie zepsul). Zolnierze prowadza ze soba rowniez "egzystencjalne" rozmowy, ktorych tematami sa m. in.: kobiety czy Bog i jego piate przykazanie zmieszane w czasie tej wojny z blotem. Jednak nad tymi chwilami wzglednego odpoczynku niczym mroczne widmo wisi aura bezustannego niepokoju; stale nalezy byc czujnym, bo zagrozenie moze nadejsc w kazdej chwili.
"Patologie" to bardzo trafny tytul dla utworu traktujacego o okrucienstwie wojny. Nic juz nie jest normalne ani ludzkie. Zolnierze gina niejednokrotnie bez najmniejszego sensu, umieraja choc przy odrobinie normalnosci mogliby zyc dalej; sa ofiarami przypadku i wynaturzenia. Przestaja wiec pytac dlaczego umarli, zamiast tego zaczynaja zastanawiac sie po co zyli. Kiedy mlody chlopak umiera postrzelony tuz pod drzwiami szkoly, a o jego przetrwaniu moglyby zadecydowac sekundy, Taszewski nie zastanawia sie juz czy ta smierc miala sens. Szuka natomiast sensu jego zycia - zyl by dac zycie coreczce, ktora urodzila mu sie poprzedniego dnia. Patologiczne sa nawet sny:
"W nocy snil mi sie Zakala. Obieral - jak ziemniaka - glowe martwego Czeczena. Starannie zeskrobywal nozem skore, spod ktorej ukazywala sie biala czaszka."*****
Jedno, co pozostalo mlodym Rosjanom z dawnego swiata to sila przyjazni i poczucie solidarnosci. Kazdy jest odpowiedzialmy nie tylko za siebie, ale rowniez za pozostalych czlonkow ich zolnierskiej grupy, ktorych z akcji na akcje pozostaje coraz mniej. Jedna reka oslania siebie, druga swego przyjaciela. Wielu nie udaje sie wydrzec ze szpon smierci, umieraja juz niemal wciagnieci do schronu, gina na rekach swych kompanow. Nie sposob nie przyznac racji Taszewskiemu: "Wojna jest zla...".
*s. 215.
**s. 107-108.
***s. 170.
****s. 103, tak Dasza opisuje czytana ksiazke.
*****s. 70.