GENIALNE I PRZERAŻAJĄCE, CZYLI MISTRZ LITERATURY PARTYJNEJ

Proza Prilepina wymaga olbrzymiej ostrożności — to absolutnie genialna literatura, za którą stoi bardzo niebezpieczna ideologia.

Gdy kilka lat temu przeczytałem «Sańkję» Zachara Prilepina — byłem zachwycony jak rzadko. Zaczynało się tak: «Czerwone migało blisko, dotykało twarzy, czasem zalatywało zleżałą tkaniną. Szare stało za barierkami. Poborowi — identyczni, niewysocy, zakurzeni, ociężale ściskający długie pałki. Milicjanci z napiętymi, sinymi ze zdenerwowania twarzami. Niezbędny dla dopełnienia całości oficer wyzywająco spogląda w tłum. Jego bezczelne dłonie — na górnym szczeblu barierki oddzielającej demonstrantów od stróżów porządku i całego miasta» (przeł. K. Wańczyk). To «szare», które stało za barierkami, ci poborowi, «identyczni, niewysocy, zakurzeni», te «bezczelne dłonie» oficera zaciśnięte na barierce — to wszystko było tak plastyczne, że dało się zobaczyć ów plac brukowany, brązowe, wojskowe ziły i milicyjne łady, czerwone mury i czerwone szturmówki, czarne czapki i kurtki protestujących, mundury poborowych, a potem wskakujące na plac plamiaste, szaro-czarne mundury atakującego OMON-u. Od pierwszej chwili chciałem się dowiedzieć, kim jest ten Prilepin. Poguglowałem i dowiedziałem się, że byłym dowódcą oddziału OMON walczącym w obu czeczeńskich wojnach, byłym milicjantem drogówki, który wprost przyznaje się, że czasy, w których służył, były tak złe, że, podobnie jak inni gliniarze, musiał wymuszać na kierowcach haracze, żeby utrzymać siebie i rodzinę. Później został dziennikarzem, jest nim zresztą do tej pory. Jest też zdeklarowanym nacbolem — narodowym bolszewikiem.

Nacbol, czyli rosyjska dusza

Te czerwone szturmówki od razu na swój symbol wybrały sobie czerwoną flagę z białym kołem, w którym widnieje czarny sierp i młot. Tak, ta narodowobolszewicka estetyka ma przypominać narodowosocjalistyczną, choć, zwyczajem wszystkich ekstremistycznych ugrupowań, wszelkie podobieństwa do faszyzmu są czysto przypadkowe.

Partia Narodowo-Bolszewicka, stworzona przez pisarza i ekscentryka Eduarda Limonowa w czasach, które obecnie w Rosji nazywa się «Jelcynowską smutą», z początku sprawiała wrażenie ponurego żartu. Wydawało się, że w którymś momencie Limonow będzie musiał zrzucić maskę i powiedzieć: «jaja sobie z was robię, daliście się nabrać». Nacbolska ideologia w swoim ekstremizmie łączy skrajną lewicę i skrajną prawicę, punków i skinów, Stalina i, do pewnego stopnia, Hitlera. W «Sańkji» to właśnie oni, nacbole, stali na placu i rzucali w milicję barierkami, choć Prilepin ukrył ich pod nazwą Sojusz Stwórców. Czy jest to świadome nawiązanie do Światowego Kościoła Twórcy, organizacji, która dała podwaliny pod neonazistowski ruch na zachodzie Europy — nie wiadomo. Estetyka w obu przypadkach jest podobna. Nacbole propagują nienawiść do fukuyamowskiego ładu światowego opartego na liberalnej demokracji. W latach 90., w kraju pogrążonym w społeczno-gospodarczej zapaści, postulowali powrót do rosyjskiej potęgi przez odrzucenie zachodnich wzorców, które — jak dowodzili — doprowadziły do rozkładu russkogo mira, rozpadu ZSRR i upadku próbującej naśladować Zachód Rosji.

Chodziło tu o powrót do wspólnotowości, do mistyczno-imperialnej communitas Rosjan i ludów podbitych/zjednoczonych/rządzonych przez Rosję. W dłuższej perspektywie znajdowało się także wyzwolenie «lądu», czyli Europy kontynentalnej, spod władzy «morza», czyli anglosaskiej cywilizacji promującej indywidualizm i postęp, czyli, w rozumieniu narodowych bolszewików, egoizm i zepsucie.

Brzmi przerażająco, ale «Sańkję» czytałem z zachwytem. Bo weźmy, na przykład, krótki opis Jany, dziewczyny, którą tytułowy bohater jest zafascynowany: «Jana — czarniawa, z twarzą jasną i otwartą jak otwarte złamanie».

Kryptofaszyzm połączony z genialnym literackim flow — w Polsce trudno sobie wyobrazić, powiedzmy, porządną literaturę pisaną przez ONR-owca. W naszej krainie wiecznego «pomiędzy» Zachodem a Wschodem, Północą a Południem, na wielkiej europejskiej drodze tranzytowo-wojennej, skrajne idee są, na szczęście czy nieszczęście, mocno nieoryginalne, niedorobione i toporne. Miał rację Sławomir Sierakowski, gdy mówił, że polityczna lewa strona i centrum nigdy nie będą umiały robić efekciarskich marszów z pochodniami czy rekonstrukcji historycznych, ale za to narodowcy nigdy nie będą mieli porządnej sztuki. Mogą próbować, ale zawsze jakoś wychodzi z tego «Historia Roja» czy «Smoleńsk».

W Rosji jest inaczej: można chłeptać do woli z tego, co do znudzenia nazywa się «rosyjską duszą». Prilepin robi to chętnie i płynie na tej fali zwinnie i akrobatycznie. Ale potrafi też pisać rzeczy świetne i jednocześnie pozbawione ideologicznego zadęcia.

Duch zwycięża

Na przykład wydana w 2011 r. «Czarna małpa». To genialna, kołysząca książka, prowadzona z lekkością, do tego niebanalna i językowo zachwycająca. To niby czarny kryminał, niby opowieść noir o dziennikarzu, który trafia na ślad dziwacznej afery kręcącej się wokół zwyrodniałych dzieci-morderców — ostatecznie jednak spuszcza czytelnika, w pulsującym, upalnym i przerażająco lekkim rytmie, na samo dno barbarzyństwa.

Na dłuższą metę jednak od polityki u Prilepina uciec się nie da. Przypomina o niej w esejach, w wywiadach, na swojej stronie internetowej, na profilu facebookowym. I oczywiście w książkach.

Aleksiej Konstantynowicz Bezlietow — jeden z bohaterów «Sańkji» — to kwintesencja tego, czego Prilepin nie cierpi najbardziej. Uosabia on Rosję, która, według pisarza, jest spodlona i sprzedana, a więc nie ma prawa przetrwać. Na początku powieści Bezlietow jest uniwersyteckim wykładowcą, pogodzonym z faktem, że Rosja musi umrzeć, i na pocieszenie mówi tak:

«– [Rosyjskość] kryje się jeszcze w konkretnych ludziach i (…) pozostanie w nich jakiś czas. Być może kilka stuleci. — Gdzie ona pozostanie? — szczerze zdziwił się Sasza. — W wymarłym kraju, który za trzydzieści lat zostanie zasiedlony Chińczykami i Czeczenami?

— Oczywiście, że nie. (…) Rosyjski Duch już prawie nigdzie nie mieszka, tylko w tych pojedynczych ludziach, którzy malują obrazy, piszą książki lub… nieważne. Naród przestał być nosicielem ducha, a więc nie jest już zdolny do niczego. Wszystko, co możemy jeszcze dać światu, to odtworzyć życie swojego ducha».

Po raz ostatni Bezlietow pojawia się na końcu powieści. Teraz pracuje już w siedzibie gubernatora, do której włamuje się Sasza razem z uzbrojonymi kryptonacbolami — członkami Sojuszu Stwórców. Tam spotykają Bezlietowa. Wystraszonego i bladego. Przykuwają go kajdankami do kaloryfera. Rozpoczynają okupację budynku, pod który podjeżdża milicja i wojsko. Ostatnie słowa, które wypowiada do niego Sasza, brzmią tak:

«Tacy jak ty ratują siebie, zjadając Rosję, a tacy jak ja, zjadając własną duszę. Rosja żywi się duszami swoich synów. Ja jestem jej synem, nawet jeśli jestem przeklęty. A ty jesteś brudnym przybłędą».

Bezlietow (uwaga, spojler!) kończy kiepsko: zostaje wyrzucony przez Saszę oknem. Sasza (uwaga, spojler!) również kończy kiepsko, bo Prilepin pisząc «Sańkję» miał pełną świadomość, że nacbolska rewolucja udać się nie może. Sasza więc, zabarykadowany w obleganej przez wojsko siedzibie gubernatora, albo ginie, albo idzie siedzieć na długie lata. Ale kiepsko kończy ciało Saszy, nie duch. Sztandary są wszak po to, by nimi wymachiwać, książkę więc Prilepin skończył następująco: «[Sasza] rozpiął kurtkę, mundur (…) Wyciągnął krzyżyk, włożył do ust. Na początku chłodził język, potem zrobił się ciepły. A potem — czerstwy. W głowie, dziwnie oddzielne, żyły dwa wrażenia: wszystko niedługo się skończy, i: nic się nie skończy, tak będzie dalej, tylko tak».

Nowe czasy, nowi wrogowie

Na to, że rewolucja nie przyniesie efektu, Prilepin żalił się prasie gorzko nie raz i nie dwa, twierdząc jednak, że poddawać się nie można — trzeba walczyć. Wróg zdążył się już dawno zmienić: liberalnego i prozachodniego Jelcyna zastąpił Putin, który — co by o nim nie mówić — przynajmniej z pozoru przypomina ideał przywódcy wymarzonego przez nacboli. Zapytał o to Prilepina wprost Paweł Pieniążek w opublikowanym przez «Krytykę Polityczną» wywiadzie:

«Pieniążek: Czytał Pan książkę „Limonow“ Emannuela Carrèreʼa?

Prilepin: Jeszcze nie, ale mam taki zamiar.

Pieniążek: Carrère napisał w niej, że Eduard Limonow, lider Partii Narodowo-Bolszewickiej, której Pan także jest członkiem, jest niemal kopią prezydenta Władimira Putina, tylko że pierwszy „przegrał“, a drugi „wygrał“. Czy oni faktycznie są do siebie podobni?

Prilepin: Przede wszystkim Putin jest złodziejem, a Limonow — nie. Limonow jest człowiekiem kultury, patrzącym na świat z metafizycznego punktu widzenia. Putin zaś to menedżer, człowiek obcy Rosji. Tak naprawdę to dwie zupełnie inne osoby».

Prilepin twierdzi, że Putin założył narodową maskę na twarz «neoliberała», którego los Rosji niespecjalnie obchodzi. Z początku więc nacbole sprzymierzają się z samym diabłem — liberałami. Wszystko, byle tylko odepchnąć Putina od władzy. W ramach koalicji Inna Rosja narodowi bolszewicy współpracują m.in. z demokratyczno-liberalnym Zjednoczonym Frontem Obywatelskim Garriego Kasparowa. Tego zwycięstwa nie można sobie wyobrazić, podobnie jak happy endu w «Sańkji». W wywiadzie dla Rebelya.pl z 2012 r. Prilepin mówił:

«Przez całą putinowską dekadę [ludzie] cierpliwie wyczekiwali zmiany. Muszę się nawet przyznać do tego, że i ja temu uległem. Minęło jednak 10 lat i nic się nie zmieniło. I w tej chwili dopiero ludzie dojrzeli, żeby zaprotestować. Stało się jasne, że Władimir Putin nie jest ani liberałem, ani lewicowcem, ani demokratą. To finansista, człowiek zarabiający pieniądze. Doprowadził on do władzy swoich kolegów z Petersburga, którzy doją kraj. Wywożą pieniądze za granicę i tym samym okradają ojczyznę».
Ale antyputinowskie protesty, z perspektywy Prilepina, wyglądają śmiesznie. A nam nie mogą nie kojarzyć się z protestami KOD-u.

«Na razie mamy takie sytuacje, w których ludzie gromadzą się na trzy godziny, po czym rozchodzą się do kawiarni, pubów i klubów, gdzie piją wino i ogłaszają dumnie, że są rewolucjonistami, i że się władzy nie wystraszyli. Przecież to jest śmieszne. Tym sposobem żadnej rewolucji przeprowadzić się nie uda. Trzeba ryzykować kilkanaście dób. Ale póki co ci, co wychodzą na ulice, nie są chyba do tego zdolni».

W tym samym wywiadzie, a więc jeszcze cztery lata temu, Prilepin snuł czarną wizję rosyjskiej przyszłości i marnie widział rosyjski potencjał:

«Co dziś może Rosja? Czy ma pan na myśli secesje Abchazji i Osetii Południowej? Czy może kosmodrom w Bajkonurze, dzierżawiony przez Rosję od Kazachstanu, a który Kazachstanowi nie jest do niczego potrzebny? Tymczasem Rosja może stracić Syberię. Na olbrzymiej przestrzeni za Uralem zmniejsza się liczba ludności rosyjskiej, a zwiększa chińskiej». Teraz wygląda na to, że w Prilepinowskim myśleniu o Rosji pojawił się optymizm. Nadal nie przepada za Putinem, jednak nie może nie dostrzegać, że to za sprawą jego polityki doszło do zmiany sytuacji międzynarodowej — choćby w przypadku Krymu czy Donbasu.

Prilepin z miejsca zmienił stanowisko i częściej niż o walce z Putinem mówi dziś o zaangażowaniu w rosyjską sprawę. Jak chwali się w licznych wywiadach, został osobistym doradcą Aleksandra Zacharczenki, przywódcy Donieckiej Republiki Ludowej, i organizuje dla tego quasi-państwa pomoc. Jest też, jak deklarował w wywiadzie dla serbskiej «Iskry» z sierpnia 2016 r., gotów wziąć broń do rąk.

O Majdanie mówi, że bliska mu była jego oryginalna idea walki z korupcją, ale w sytuacji, gdy biorą się za to liberałowie, to nic z tego nie wyjdzie. Zresztą, jak mówił w wywiadzie dla «Komsomolskiej Prawdy», Ukraina «w połowie zamieszkana jest przez Rosjan», więc Rosja musiała zareagować.

Prilepin twierdzi, że Krymu i «Noworosji», czyli Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej, nikt już nigdy Ukrainie nie odda, a przy tym nie wyklucza, że «Noworosja» może powiększyć swój obszar. Co ciekawe, uważa jednak, w przeciwieństwie do wielu rosyjskich nacjonalistów, że Ukraina ma prawo do samodzielnego istnienia i nie będzie już nigdy częścią Rosji. «Nie chcą, to nie, nie będziemy na siłę ich kochać» — mówił w «Zerkale Kryma». «Będą dla nas kimś takim jak Litwa czy Polska» — dodawał w «Komsomolskiej Prawdzie». Za to prawie nie porusza wątku rozpadu Rosji. Jeśli już — to w przypadku zwycięstwa rosyjskiej wersji Majdanu. Ale, podobnie jak przed nim Dugin, próbuje wznieść się ponad nacjonalizm etniczny. «Dla Rosji nie ma nic gorszego niż dojście do władzy liberalnych nacjonalistów. Można wyobrazić sobie, co stałoby się z Jakucją, Tatarstanem i Baszkirią w razie zwycięstwa rosyjskiej wersji Majdanu. Kości byśmy nie pozbierali! Imperium powinno zachowywać się jak imperium, a nie zakompleksiony gówniarz! (…) Trzeba myśleć, gdy krzyczy się takie rzeczy. Majdan nie myślał: rezultaty widać» — konstatował Prilepin w wywiadzie dla «Zerkała Kryma» z czerwca 2016 r., odnosząc się do wydarzeń na Krymie i w Donbasie. W wywiadzie udzielonym w 2009 r. «Gazecie Wyborczej» mówił zaś, że być może powinno się dać wolność Czeczenii, ale wówczas trzeba by dać wolność wielu, «a wtedy Rosja byłaby mniejsza od Polski».

W jego narracji rozpad Rosji wyparło wieszczenie rozpadu Unii Europejskiej. Wierzy w zwycięstwo Rosji w cywilizacyjnym wyścigu, choć jeszcze w 2009 r. przyznawał z rozżaleniem (i to w Polsce), że Rosja nie ma światu nic do zaproponowania, «chyba że powie swoim sąsiadom: chodźcie, kradnijcie razem z nami!», a bohaterowie jego prozy strzelali w prezydenckie czoło na portrecie.

Gwiazdor nowych czasów

Największym wrogiem Prilepina są nadal liberałowie. Portal Pravoslavye.ru pisał o nim z zachwytem: «Zachara Prilepina nazywają pisarzem modnym, a to nietypowe, bo u nas za modnych uważa się ludzi o myśleniu liberalnym. A Prilepin to jeden z głównych przeciwników liberałów, a do tego patriota i — co już w ogóle szokuje postępowców — prawosławny». «Rosyjska Cerkiew prawosławna to ostatni bastion stojący na drodze wszystkich tych nowych genderowych tendencji — deklarował na łamach tegoż portalu Prilepin: żonaty, z czwórką dzieci i domem pod Niżnym Nowgorodem. — Dla nich prawosławie to wrogie terytorium, dla nas to oparcie i źródło siły».

Prilepin jest człowiekiem-instytucją. Pisze książki, jest dziennikarzem opozycyjnej «Nowej Gazety». Gra w zespole, kręci się po telewizjach i rosyjskim światku towarzysko-artystycznym. Jeździ do Donbasu i doradza Zacharczence. Jest modny. Na swojej stronie internetowej chwali się linią ciuchów własnego projektu (na razie widać tylko dwie rzeczy: podkoszulek z okładką jego zbioru esejów «Pochodzę z Rosji» oraz stylową kurtkę zrobioną z waciaka). Oraz przekonuje kogo się da, że nacbole się zmienili, że obecnie są najbardziej demokratyczną i prowolnościową partią opozycyjną. Że ich agresywnych haseł nie można brać poważnie, bo są formą artystycznej ekspresji. Przyjaźni się z wysoko postawionym na Kremlu Władisławem Surkowem i ta przyjaźń, jak twierdzą niektórzy, chroni go przed wieloma kłopotami, bo za swoją nacbolską działalność bywał w przeszłości nieraz ciągany po sądach.

Zachód jak to Zachód — po cichu się nim trochę podnieca. Coś dziwnego, mocnego, prosto z Rosji, z jądra ciemności. Mówi dziwne, przerażające, ale jednocześnie fascynujące rzeczy. Taki Putin, tylko bardziej. Mityczny, demoniczny rosyjski bies.©

ZACHAR PRILEPIN, właściwie Jewgienij Nikołajewicz Ławliński (ur. 1975) — jest rosyjskim pisarzem i dziennikarzem. Aktywny działacz opozycyjnej wobec rządów Władimira Putina Partii Narodowo-Bolszewickiej, oficjalnie zdelegalizowanej za łączenie w swoim programie komunizmu, neonazizmu, nacjonalizmu i anarchizmu. W latach 1996 i 1999 służył w Czeczenii w jednostce specnazu OMON. Po polsku ukazały się jego cztery powieści: «Sańkja» (2008), «Patologie» (2010), «Czarna małpa» (2013) oraz «Klasztor» (2016). Prilepin w swojej prozie skupia się na różnych aspektach złożonej rosyjskiej, poradzieckiej rzeczywistości, jego powieści mogą być czytane jako sny o potędze lub traktaty o «mateczce Rosji», która w toku przemian ustrojowych utraciła mocarstwowość, ale wciąż marzy o złotym wieku.

ZIEMOWIT SZCZEREK (ur. 1978) jest pisarzem, dziennikarzem, podróżnikiem. Jego książka «Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian» została nagrodzona w 2013 r. Paszportem «Polityki». W 2014 r. ukazała się «Siódemka», a w 2015 «Tatuaż z tryzubem».

ZIEMOWIT SZCZEREK
«Tygodnik Powszechny», 04.09.2016

Купить книги:



Соратники и друзья